BZRK - Michael Grant
Wyobraźcie sobie, że decyzje,
które podejmujecie, tak naprawdę są podyktowane przez kogoś
innego. Że uczucia, które żywicie do drugiej osoby, zostały wam
podstępnie zaszczepione. Że ktoś inny decyduje o tym, czego
najbardziej pragniecie, a nawet o tym, kogo kochacie. Wasze życie
wcale nie jest jedynie wasze i nawet nie macie o tym bladego pojęcia.
Wokół rozgrywa się cicha wojna, a wy spokojnie żyjecie w
nieświadomości.
Noah i Sadie pozornie nie mają ze sobą
nic wspólnego. Pochodzą z innych państw, mają różne charaktery
i dorastają w zupełnie innym towarzystwie. Jednak teraz oboje mają
powód, by nienawidzić braci Armstrongów, przywódców AFGC -
Armstrong Fancy Gift Corporation, którym przyświeca tylko jeden cel
– za pomocą nanotechnologii zjednoczyć ludzkość, aby żyła i
myślała jak jeden organ, bez jakiegokolwiek indywidualizmu.
Nastolatkowie zostają zwerbowani przez BZRK – organizację
powiązaną z ich rodzinami, składającą się z niebezpiecznych
dziwaków, gotowych zaryzykować wszystkim, by tylko nie utracić
swojej wolności. A bliźniacy Armstrong właśnie zaczynają
wprowadzać swój szaleńczy plan w życie. I również nie cofną
się przed niczym.
„- Co ważniejsze: wolność czy szczęście? [...]
- Nie możesz być szczęśliwy jeśli nie jesteś wolny.”
„BZRK” jest pierwszą
częścią cyklu Michaela Granta, wybitnego pisarza, który dał nam
„Gone”. Z pewnością mogę powiedzieć, że już od
samego początku byłam fanką tej drugiej serii, choć ostatnia
książka jeszcze przede mną. Ponieważ uważam ją za bardzo
wciągającą, ciekawą i niebanalną, sporo też oczekiwałam od
„BZRK”. Niestety się rozczarowałam. Całkiem możliwe,
że jest to wina tłumaczenia, jednak styl „BZRK” zupełnie
nie pasował mi do Michaela Granta. Miałam wrażenie, że książka
jest dziełem początkowego pisarza, który nie ma zbyt wielkiego
doświadczenia. Sposób opisywania fabuły jest trochę chaotyczny,
ale na szczęście po jakimś czasie da się do tego przyzwyczaić.
Gdyby nie wyraźny napis na okładce, w życiu nie powiązałabym tej
książki z autorem „Gone”.
Sporym powiewem świeżości jest
sposób, w jaki prowadzony jest główny wątek, czyli cicha wojna
dwóch potężnych organizacji. Dzięki rozwojowi nanotechnologii i
umiejętności używania biotów – maleńkich maszyn stworzonych z
połączenia DNA ludzkiego „operatora” oraz DNA pająków czy
meduz, walka odbywa się na dwóch płaszczyznach – w rzeczywistym
świecie oraz wewnątrz ciał często zupełnie nieświadomych ludzi.
Ponieważ dobry tiker potrafi praktycznie całkowicie zmienić
punkt widzenia swojej ofiary i pozostać niezauważonym, są oni
uważani za najbardziej śmiercionośną broń – są niewidoczni,
szaleni i zdolni do wszystkiego, by osiągnąć cel.
„Walczymy o prawo do bycia tym, kim chcemy, do odczuwania tego co chcemy. Nawet jeśli to, czego chcemy, wydaje się innym szalone.”
Po przeczytaniu książki mogę
stwierdzić, że brak jej pewnej plastyczności. Ciężko sobie
wyobrazić miejsca, w których rozgrywa się akcja, otoczenie jest
zazwyczaj opisane bardzo skąpo, a i sami bohaterowie nie są
przedstawieni w na tyle ciekawy sposób, by czytelnik się do nich
przywiązał. Niby mają tam jakieś charakterystyczne cechy, ale
przez całą książkę wydają się praktycznie obcy, ciężko jest
więc wczuć się w ich sytuacje, a ich uczucia wydają się mało
autentyczne... Po prostu często zachowują się zbyt sztucznie.
Nawet główni bohaterowie nie wzbudzili we mnie żadnych
cieplejszych uczuć, nie żałuję więc rozstania z nimi. I tak jak
w „Gone” palca dałbym sobie uciąć za życie moich
ulubionych postaci, tak tutaj ich śmierć nie zrobiłaby na mnie
najmniejszego wrażenia.
Mimo, że „BZRK” jest
pierwszą częścią cyklu, dla mnie przygoda z Noahem i Sadie
dobiegła końca. Książka może i nie była zła – moje
niezadowolenie może wywiązywać się z tego, że po serii „Gone”
spodziewałam się czegoś równie dobrego, zaskakującego i z
powerem. Choć, jak już wspomniałam, sam pomysł jest ciekawy, to
jego przedstawienie już mnie nie porwało. Uważam, że jest wiele
lepszych książek, na które warto wykorzystać czas, który
poświęciłam „BZRK”. Jednakże nie mam zamiaru
przekonywać Was, że nie warto sięgać po tą książkę. Ponieważ
nie można powiedzieć, że nie warto. „BZRK” ma swoje
plusy, jednak moim zdaniem nie należy spodziewać się rewelacji.
Coż, mi ta ksiązka się podobała, choć faktycznie była troszeczkę gorsza od GONE. Zgadzam się z tym, że trudno było wyobrazić sobie otoczenie, jednakże bohaterom raczej niczego nie mogę zarzucić...myślę, że skoro to pierwsza część, to autor po prostu chce pomału zapoznawać nas z postaciami, choć faktycznie mógłby być troszeczkę bardziej wylewny :) Ja chętnie przeczytam następną część :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książce brakuje plastyczności, trochę mnie to odstrasza os niej. Ale nie mówię nie.
OdpowiedzUsuńWidzę, że bardzo dosadna i ostra ocena, bardzo mi się to podoba:) Pomysł sam w sobie ciekawy, osobiście bardzo lubię s-f i antyutopijne klimaty, ale zdecydowanie nie sięgnę po tę książkę.
OdpowiedzUsuńNawiasem mówiąc, minimalistyczny wystrój, który tu panuje, tez mi bardzo odpowiada. Świetne logo i tytuł;)
Raczej nic nie stracisz. I cieszę się, że wystrój bloga Ci się podoba :) (choć właściwie tylko podrasowałam szablon, sama go nie stworzyłam)
UsuńOkładka jakby trochę.. no cóż, w GONE facet przeszedł sam siebie :)
OdpowiedzUsuńhttp://zakurzone-stronice.blogspot.com/